środa, 6 września 2017

MOONLIGHT VS LA LA LAND


 

 MOONLIGHT

Ponadczasowa opowieść o relacjach międzyludzkich i odkrywaniu siebie. "Moonlight" jest opowieścią o dorastaniu ubogiego, czarnego chłopca.
Dorasta on w jednej z niebezpieczniejszych dzielnic Miami i stara się znaleźć swoje miejsce w świecie. Handel narkotykami na ich osiedlu kontroluje Juan (Mahershala Ali), który staje się swego rodzaju zastępczym ojcem Chirona. Czysty i widny dom, w którym Juan mieszka ze swoją dziewczyną Teresą (Janelle Monáe) staje się dla chłopca oazą stabilności, miejscem gorących posiłków, świeżej pościeli i swobodnych rozmów. Drugim, równie bolesnym i skomplikowanym motywem przewodnim, jest związek Chirona z jego matką, Paulą (Naomie Harris), która stacza się w wyniszczający nałóg narkotykowy, których dostarcza jej Juan. 
ŹRÓDŁO: FILMWEB 

Zaczynając oglądać ten film nie miałam zielonego pojęcia o czym jest. Nie oglądałam zwiastuna, ani nie zapoznałam się z opisem. Prawdopodobnie gdyby nie liczne Oskary, które otrzymał, w życiu bym go nie obejrzała. 

Mimo tego, że film nie jest przepełniony akcją, to nie potrafiłam oderwać wzroku od ekranu. Byłam bardzo przejęta losami głównego bohatera. 



Chiron jest chłopcem, który już od najmłodszych lat wyróżnia się na tle swoich rówieśników. Ponad to mieszka jedynie z matką, która jest uzależniona od narkotyków. Choć widać, że bardzo go kocha, to nałóg powoli przejmuje nad nią kontrolę. Podoba mi się, że możemy przyglądać się temu jak dorasta chłopak. Stara się zaradzić trudnej sytuacji rodzinnej, ale mimo to nadal pozostaje zwykłym nastolatkiem, który się buntuje. 

Najbardziej spodobało mi się to, że w filmie wszystkie postacie są nietuzinkowe. Kiedy już jesteśmy gotowi przykleić komuś łatkę okazuje się, że pozory mylą
Matka, która bardzo kocha syna, stawia narkotyki na pierwszym miejscu. Diler narkotyków, który zastępuje Chironowi ojca. Ponad to umięśniony mężczyzna, pławiący się w luksusie, który nadal pozostaje tym samym wrażliwym chłopcem. 



Film jest bardzo odpowiedni dla współczesnego odbiorcy, ponieważ porusza problemy, z którymi borykamy się w dzisiejszych czasach. Rasizm, narkomania, rozbita rodzinna, czy też odmienna orientacja seksualna, to tylko niektóre z nich. 

Bardzo podobała mi się gra aktorska wszystkich bohaterów. Uważam, że świetnie dali sobie radę z rolami, które nie należały do najłatwiejszych. 

Cieszę się, że film został doceniony na gali Oskarowej i nie tylko, ponieważ dzięki temu może trafić do większej liczby odbiorców. 



LA LA LAND


Mia jest początkującą aktorką, która w oczekiwaniu na szansę pracuje jako kelnerka. Sebastian to muzyk jazzowy, który zamiast nagrywać płyty, gra do kotleta w podrzędnej knajpce. Gdy drogi tych dwojga przetną się, połączy ich wspólne pragnienie, by zacząć wreszcie robić to co kochają. Miłość dodaje im sił, ale gdy kariery zaczynają się wreszcie układać, coraz mniej jest czasu i sił dla siebie nawzajem. Czy uda im się ocalić uczucie, nie rezygnując z marzeń?
ŹRÓDŁO: FILMWEB 

Kiedy było wielkie bum na ten film, ja uciekałam od niego jak najdalej. Zwiastun w ogóle mnie nie zachwycił, a poza tym nie jestem fanką musicali, mogłabym wręcz powiedzieć, że mnie odstraszają. Jednak słyszałam o zaskakującym zakończeniu filmu, dlatego chciałam przekonać się o nim na własnej skórze. 



Tak jak myślałam. Początek mnie nużył i nie obyło się bez przewracania oczami, kiedy bohaterzy od rozmowy płynnie przechodzili do śpiewu i tańca. 

Dopiero kiedy dotarłam do wyczekiwanej końcówki zrozumiałam, że w całej produkcji chodziło o ukazanie kontrastu pomiędzy początkiem, który był bajeczny i przerysowany, a słodko-gorzkim zakończeniem. Myślę, że mogło to również symbolizować życie dziecka, które nie jest piękne i beztroskie, a wkraczaniem w dorosłość, które nie jest już tak kolorowe. 
Zauważyłam nawet, że główna bohaterka na początku nosiła barwne sukienki, które później zamieniła na bardziej stonowane ubrania. 

Historia bohaterów pokazuje nam, że nieraz stajemy przed trudnymi wyborami, które niezależnie od naszej decyzji, pozbawią nas czegoś. 



Uwielbiam piosenkę "City Of Stars", która pojawia się w idealnych momentach!

Jestem ogromnie zawiedziona Ryanem Goslingiem, który jest człowiekiem jednej twarzy. Na szczęście Emma Stone poradziła sobie o niebo lepiej.

Film jest zdecydowanie wartościowy i po obejrzeniu całości dostrzegam co wielbiciele musicali w nim lubią. Choć nie jest to najlepszy film jaki widziałam, to na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci.


Przed obejrzeniem obu filmów miałam nadzieję, że uda mi się wybrać jeden, który bardziej przypadnie mi do gustu. Mogłoby się wydawać, że ze względu na to, że "La, la land" to kompletnie nie moje klimaty, bardziej będę skłaniać się ku Moonlight. Jednak wydaje mi się, że nie są to filmy, które mamy oglądać dla przyjemności i po prostu je lubić. Mają w nas coś obudzić i poruszyć. Oba są tak różne od siebie i zwracają uwagę na inne problemy, dlatego stawiam je na równi, ponieważ każdy z nich jest wart zobaczenia!

1 komentarz:

  1. Nie oglądałam ani jednego, ani drugiego filmu, ale jakoś nie ciągnie mnie do żadnego :)

    OdpowiedzUsuń